… kiedyś, w dawnych, normalnych jeszcze czasach chodziłem do przedświątecznego boru po drzewko sam… sam je wybierałem, sam je ścinałem, śnieg sypał mi się za kołnierz, bo zimy były prawdziwe i mroźne, byłem zmęczony i mokry z wysiłku ale szczęśliwy, bo drzewko targałem na plecach przez dolinę też sam… i potem z tym śniegiem i zapachem lasu przynosiło się to drzewko do domu
… teraz już nie jest to tajemniczy las, takie życie, ale też jest dobrze, bo z kolei RAZEM, a z tradycji jakiś tam okruszek przecież pozostał – dalej można wybrać sobie drzewko, niestety trzeba za tę przyjemność już zapłacić, zawieść choinkę do domu, a potem wnieść ją na to czwarte, wysokie piętro po schodach, czyli prawie tak jak kiedyś w górach bywało… tak czy inaczej radość z posiadania chociaż przez krótki czas własnego drzewka jest ogromna, więc Tomek również musiał w tym przedsięwzięciu uczestniczyć i po raz pierwszy wybrał się z nami na świąteczne igiełkowo-szpilkowe poszukiwania… nie ma co ukrywać – podobało mu się bardzo … ale tylko przez chwilę… obejrzał drzewka, sprawdził czy kłują, czy pachną, czy nie ma przypadkiem pod gałęziami schowanych krasnali i już chciał biec dalej… przy tej okazji zresztą, o mały włos nie dał się zapakować w transportową siatkę gdyż zmęczonemu panu z „obsługi” po wielu godzinach pracy było już wszystko jedno czyje nogi do choinkowego stojaka przymierza i co do siatki pakuje…
tak więc choinka stoi już w domu i jest bardzo piękna jednak nie można jej jeszcze zobaczyć… jeszcze nie teraz… jest nieubrana 🙂