… wakacyjne wyjazdy, choć z natury leniwe, pozwalają nam jednak zawsze 'zobaczyć coś więcej’
… jakie było w tym roku to Tomkowe morze? w porównaniu z poprzednimi sezonami to był po prostu moim zdaniem przełom… przede wszystkim czas… na plaży, i nie mówię tutaj o pogodzie, mogliśmy w zasadzie siedzieć tyle ile chcieliśmy, czyli nierzadko od śniadania do prawie kolacji, z południowym spaniem w namiocie włącznie… poziom wrażliwości naszego syna na zewnętrzny świat, kiedy to dosłownie po niespełna godzinie, a czasem już po dwudziestu minutach uciekaliśmy w panice z przestymulowanym Tomkiem z plaży na szczęście chyba już minął… już Go nie paraliżuje lgnący do wszystkiego piasek, nie przeraża słońce i inne, typowe dla plaży, wakacyjne bodźce… teraz piaskiem Tomek się wręcz bawi, wyraźnie nad nim panuje i dodaje go nawet do plażowych kanapek… morze i woda to już też, patrząc z perspektywy lat, inne pluskanie i woda… jeszcze rok temu Tomek leżał sobie w wodzie tylko w strefie przypływów-odpływów niczym wyrzucona przez fale ledwo żywa flądra… teraz to nadal jest Jego ulubione zajęcie, jednak szuka również do zabawy znacznie głębszej, a najczęściej zagłębszej wody…jeśli chodzi o słońce, plażową wrzawę i całe to ludzkie na piasku zamieszanie to mieliśmy zawsze ze sobą, ratujący sytuację namiot i parawan… najważniejsze jednak jest to, że Tomek, mając oczywiście w danej chwili odpowiednią motywację – mewa, morze, pies – był w stanie sam się poruszać po plaży, po nierównym i rozgrzanym piasku… po prostu sobie chodził i się nie przewracał… i tak w ogóle jakoś się usamodzielnił i dorósł i zaczyna dokładnie wiedzieć czego chce… zwłaszcza na stołówce i wakacyjnym, pełnym atrakcji nadmorskim deptaku…