… człowiek pokory i cierpliwości uczy się przez całe życie… i to zarówno od ludzi jak i od przedmiotów martwych…
w pokoju zabiegowym dostałem od pani pielęgniarki plasterek, żeby Tomkowi przymocować wenflon… to był taki zwykły ale niezwykły plasterek, z metra cięty po prostu… żeby go użyć musiałem rozdzielić papier ochronny od kleju… bez szans… papierek i plasterek niczym awers i rewers monety dzielnie trzymały się razem… po kilkunastu minutach wróciłem po pomoc do zabiegowego, gdzie pani pielęgniarka sprawnym ruchem zrobiła to czego ja przez ostatnie minuty nie mogłem… uradowany, niosąc triumfalnie przed sobą pokonany przed chwilą plasterek na chwilę się zamyśliłem i straciłem czujność… to był moment… dzięki jakiemuś nadludzkiemu wysiłkowi, w ostatnim akcie rozpaczy plasterek wykręcił się, obrócił o 180º i całkowicie ze sobą pokleił… i to był koniec…
morał tej historii jest taki… miej zawsze przy sobie jakąś przyjazną duszę, która pomoże ci w trudnej sytuacji i walcz zawsze do końca… jak mały niezwykły plasterek…