…od kiedy zobaczyliśmy ahlbeck to je polubiliśmy… za niepowtarzalną z przełomu wieków architekturę, za wspaniałe śledziowe bułki, za plażowe kosze i za promenadę, która jest promenadą i za jakiś taki kurortowy spokój… dawne, cesarskie uzdrowisko ujęło nas swoim klimatem, a od tego roku stało się dla nas jeszcze ważniejsze i zostanie pewnie już z nami na zawsze… dlaczego? właściwie to chodzi o molo ale nie tylko… 280 metrów drewnianej, wybudowanej w 1899 r. w głąb morza, niszczonej wielokrotnie przez fale konstrukcji to jedno ale… tutaj do opowieści wkracza nasz Tomek… nie wiem, czy sprawił to leczniczy duch miejsca, czy może to tylko moja wyobraźnia ale po raz pierwszy właśnie tutaj zobaczyłem w naszym synu takiego dorosłego, samodzielnego urwisa… to była chwila ale przecież tak bardzo ważna chwila… taka, która człowieka napędza, która daje siłę… to było takie niesamowite… asekurowany oczywiście cały czas Tomek biegał sobie po prostu z lewej do prawej i z prawej do lewej strony mola, wspinał się na drewniane barierki i bardzo, bardzo się z tego cieszył… że chociaż przez chwilę może być taki trochę samodzielny… nasz Tomek… jeszcze rok temu patrzyłem z niedowierzaniem jak w ludzkim tłumie sam sobie chodził jego genetyczny brat – Kacperek… pamiętam też słowa jego taty – poczekaj, powoli, Tomek też będzie... to było takie nierealne… przecież wszędzie pchaliśmy przed sobą wózek… a tu proszę… krótka, prawie normalna chwila na podobno jednym z najdłuższych i najpiękniejszych nadmorskich bulwarów europy …
Udostępnij: