…wreszcie wyruszyliśmy w wakacje…
należy nam się… przecież Tomek w tym roku tak mocno pracował… i chorował też… ostatni raz nawet całkiem niedawno, więc odpoczynek i zmiana klimatu na pewno dobrze mu zrobią… w wakacyjnych planach nie byliśmy oryginalni… po raz kolejny wybraliśmy bałtyckie morze i oddaloną od domu o 646 długości i ok. 7 godz. spokojnej, autostradowej jazdy malowniczą wyspę wolin… w myśl zasady: cudze chwialcie…, bo ciągle jest tu tyle wyjątkowych miejsc do odkrycia…
zaraz po przyjeździe, patrząc niepewnie w niebo, ruszyłem w miasto, gdyż chciałem zasięgnąć w sprawie pogody u miejscowych języka… padało, wiało, padało i lało w tej okolicy podobno na przemian od czerwca… to dobra w sumie wiadomość, bo taka paskudna aura statystycznie rzecz biorąc powinna się kiedyś zmienić… a jeśli nie teraz to kiedy… więc czekamy i wdychamy na długich spacerach jodowe, zdrowotne powietrze…
niech was nie zmyli to zdjęcie… na taką okazję musiałem polować, niczym rasowy paparazzi przez wiele godzin… ale udało się… i mi i ludziom na plaży… tymczasem Tomek cieszy się krzyczącymi nad głową mewami… mewy to są fajne ptaki – przyzwyczajone do wielkich, nieograniczonych, morskich przestrzeni zawsze znajdą trochę czasu, by przylecieć nad piasek i powitać głodnego słońca, jeszcze białego człowieka…