… teoretycznie to się prawie nie mogło udać, a jednak… nasze posłodzone szyszki puściły sok… i to ile go puściły! mamy cały słój soku!
… to jest bardzo dobra wiadomość, bo pomijając już aspekt leczniczo-zdrowotny wyprodukowanej przez nas mikstury, to Tomek uwielbia ten sosnowy sok niczym koty przysłowiową już walerianę… (swoją drogą kiedyś w młodości smarowałem i dość obficie kota walerianowymi kroplami ale specjalnej radości z faktu bycia posmarowanym u kota nie zaobserwowałem)
… tak więc dzięki ci wielki michale za przepis – ten rok, przynajmniej w kwestii produkcji sosnowego soku stracony z pewnością już dla nas nie będzie… jutro jedziemy znowu do lasu, a tymczasem – szybka, poranna degustacja, bo Tomek na punkcie szyszkowego słoja i soku po prostu oszalał 🙂