… po długiej przerwie, postanowiliśmy znów zrobić sok z pędów sosny… młodych pędów sosny
… trzymając się kartek kalendarza i przyjmując chronologiczny układ zdarzeń jest to drugi, po soku z mniszków robiony przez nas w tym roku i mający lecznicze właściwości preparat ale pierwszy, który stoi na okiennym parapecie, gdzie z czasem będzie dojrzewał
… tak więc, stojący z jednej strony okna słój zastąpił w zupełnie naturalny i płynny sposób niepotrzebny już, a cieszący się w okresie zimowym podobnym zainteresowaniem, zamontowany po drugiej stronie parapetu drewniany karmnik… nowa sytuacja sprawiła, że Tomek od paru dni codziennie podchodzi do słoja i pokazuje, że chciałby robiącej się, słodkiej i lepkiej mikstury koniecznie spróbować
… podsumowując zaistniałe zdarzenie należy stwierdzić, że równowaga emocji naszego syna związana z obserwacją tego co dzieje się przed, na i za oknem została w pełni zachowana, a w skali od 0 do 10 trzeba obiektywnie przyznać jej mocną dziewiątkę
…na koniec tradycyjnie już podajemy przepis, który jak wszystko co robimy generalnie jest prosty i nieskomplikowany: do dużego słoja wrzucamy majowe, sosnowe pędy, cukru jakieś 6 kg oraz dodajemy dużo, dużo słońca… działania i składu sosnowego olejku oraz zawartego w młodych przyrostach soku nie trzeba pewnie nikomu przypominać, więc tylko gwoli wyjaśnienia – zawiera on kwasy żywiczne, flawonoidy, cukry, witaminę C i jak chyba wszystko co pijemy i jemy przeróżne sole mineralne – działa bakteriobójczo, leczy przeziębienia i jest bardzo smaczny
… podobno można również to wszystko przepuścić przez sokowirówkę i wychodzi z tego całkiem fajna pasta…